Dragoni Fredry
O broni palnej.

Najprostszą bronią lontową była hakownica. Krótka lufa zamocowana na długim kiju była trzymana przez jednego żołnierza, a drugi odpalał ją lontem. Nazwa wiąże się z hakiem na spodzie lufy. Żeby zminimalizować odrzut przy wystrzale zaczepiano hak o blanki murów, parapety, bądź pawęże.

Później powstał petrynał. Udoskonalenie techniki obróbki metalu i wyrobu prochu pozwoliło zmniejszyć ciężar lufy, przy jednoczesnym jej wydłużeniu. Zasada działania była taka sama: wojownik trzymał broń w jednym ręku, kolbę opierał o pierś (często o pancerz na piersiach), a odpalał już sam, trzymanym w drugim ręku lontem. Zachowane egzemplarze muzealne pozwalają podziwiać zaskakująco wykonane kolby pozwalające na posługiwanie się tak dziwną bronią.

Posługiwanie się bronią palną trzymaną w jednym ręku nie było jednak komfortowym wynalazkiem. Opracowano więc ruchomy kurek, stanowiący integralną część broni. Trzymał on lont, a poruszany był prostym mechanizmem spustowym. Dzięki niemu, zamontowany tam lont odpalał proch w panewce. Iskra z podpalonego prochu przez mały otwór w lufie docierał do ładunku głównego i następował wystrzał. Zamek lontowy jest konstrukcją stosunkowo prymitywną i niebezpieczną dla strzelca ponieważ przy nabitej broni, ładunkach prochowych przechowywanych przez żołnierza i innych łatwopalnych materiałach dookoła(jak np siano, czy płótno namiotowe) stale jest obecny żarzący się lont. W związku z tym w szeregach dochodziło do wielu wypadków, podpaleń, poparzeń i niekontrolowanych wystrzałów. Zamek lontowy ma jednak również sporo zalet. Jest konstrukcją tak prymitywną, że zrobi go każdy zdolniejszy kowal. Praktycznie nie ma jak się zepsuć, pomijając oczywiście bezpośrednie zniszczenie. Prymitywizm mechanizmu powoduje, że jest niezawodny. Pozwala prowadzić ogień do dwóch strzałów na minutę, więc jest całkiem wydajny. Pozwala na strzelanie właściwie bez przerwy całymi godzinami, a zabrudzenie, które mogłoby utrudnić mu funkcjonowanie musiałoby być naprawdę znaczne. Rozgrzany po kilku strzałach muszkiet działa przy wilgotnym powietrzu, w wietrze, a nawet w czasie deszczu.

W XVIw powstał zamek kołowy. Odpalenie prochu na panewce następowało przez wyprodukowanie iskry przez mechanizm do złudzenia przypominający dzisiejszą zapalniczkę. Koło cierne poruszane nakręcaną jak w zegarze sprężyną tarło o krzemień, bądź piryt. Zamki kołowe były dość niezawodne. Miały jednak bardzo poważne wady. Po pierwsze były bardzo uciążliwe w konserwacji. Wybuch prochu na panewce następował tak naprawdę wewnątrz mechanizmu i bardzo mocno go zanieczyszczał. Wymagał więc częstego i mozolnego czyszczenia. System obrotowego, ciernego koła powodował szybkie zużycie krzemienia. Przygotowany do bitwy zamek kołowy pozwalał na oddanie kilku strzałów, rzadziej kilkunastu, stąd stał się bronią kawalerii. Do tego mechanizm był, jak na owe czasy, dość precyzyjny i wymagał wykwalifikowanych wytwórców. Jedynymi rzemieślnikami dysponującymi odpowiednim warsztatem i umiejętnościami byli zegarmistrze. Wynikała z tego także wysoka cena. Tak więc zamki kołowe używane były przeważnie przez arystokrację, do ochrony osobistej, oraz elitarne oddziały kawalerii. Z czasem powstały manufaktury i warsztaty wyspecjalizowane w produkcji zamków kołowych. Uproszczono konstrukcję, i obniżono ceny. Tymczasem na scenę wchodził już nowy typ zamka.

Zamek skałkowy miał konstrukcję dużo prostszą od zamka kołowego. Inicjowanie wybuchu następowało przez skrzesanie iskry uderzeniem krzemienia (trzymanego przez kurek), o metalowe lustro stanowiące jednocześnie zamknięcie panewki. Wybuch prochu na panewce nie zanieczyszczał prostego mechanizmu sprężynowego. Zamki skałkowe są prostsze w obsłudze i konserwacji. Krzemień w kurku można wymienić w chwilę, nawet na koniu. Jego produkcja wymaga jednak wysokiej precyzji wykonania, dobrych materiałów oraz wysokiej wiedzy o hartowaniu sprężyn - strzał odbywa się przy odpowiednim zgraniu sprężyny napędzającej kurek i drugiej trzymającej lustro. Często następował suchy strzał, gdy mimo uderzenia krzemienia o lustro iskra nie trafiła do panewki, lub iskra wogóle nie została skrzesana. Dopiero na przełomie XVII i XVIII na tyle usprawniono zamki skałkowe, że całkowicie wyparły one zamki kołowe i lontowe. Zbiegło się to z masowym zastosowaniem bagnetów, co znowóż zakończyło erę pik. Nastąpiła całkowita zmiana taktyki i umundurowania. Powstają zaciężne armie zawodowe, a wojskowość wkracza w całkowicie nową epokę.

aut. Michał Majewski